Gromada moli w pokoju żyła,
dokładnie w szafie, co pełna była.
Dżinsowe rzeczy, no i T-shirty,
jadła z zapałem, czyniła flirty.
Choć płaszcze pana, wiszące w szafie,
nęciły zawsze tę molą mafię
choć i pończochy jak steki były,
to młode mole się pogubiły.
Kiedyś maluszek, maleńki molik,
wyleciał nagle, usiadł na stolik.
Zgrabna paniusia, no i pan także,
zaczęli „klaskać”, jakby w teatrze.
Zdziwił się molik owym przyjęciem,
pędzi do szafy, mówi zawzięcie:
„Ci ludzie dobrzy, pan w dżinsach miły!
Wszystkie osoby mi brawo biły”.